sobota, 21 lipca 2018

Gildia Podróżnicza


Kario był zwykłym podróżnikiem, takim jakich spotyka się wszędzie. Wyróżniał go tylko młody wiek i rozległa wiedza lecznicza.
Uważano go za osobę lekkomyślną i po prostu głupią, chociaż tak naprawdę był całkiem inteligenty i rozważny. Ludzie nie rozumieli jego młodzieńczej pasji, która pchała go do niebezpiecznych miejsc. Nie widzieli sensu w samodzielnych poszukiwaniach rzadkich roślin i zwierząt, jednak dla niego to było spełnienie marzeń.
Lubił swoje przygody, bo dzięki nim czuł, że żyje, a z różnych opresji wychodził cało, choć nikt nie wiedział jak. Mimo wszystko rozwiązanie było nadto proste - pułapki i "leki", czyli różne środki usypiające lub trujące.
Jednakże nie należąc do Gildii Podróżniczej, nie mógł dostać się do wielu miejsc, które chciał odwiedzić.
- Ej, młody! - zawołał mężczyzna z dokładnie przystrzyżoną brodą. - Dzieci nie powinny podróżować same.
- Lubię podróżować - odparł Kario zwracając się do niego. W lokalu pachniało strawą, alkoholem, dymem i drewnem, z którego było wykonane prawie całe wyposażenie.
Brodacz tylko wzruszył ramionami.
- A ten wielki plecak to zapakowała ci matka? - spytał ironicznie. - Masz wystarczająco ubrań na wycieczkę?
- Moja matka nie żyje - powiedział, nie okazując emocji. - A w tej torbie są głównie znaleziska i leki. Chciałby pan coś kupić? Na przykład maść na ból dupy?
Mężczyzna zerwał się z krzesła ze złością wypisaną na twarzy. Już chciał coś warknąć, kiedy uciszyła go właścicielka Gildii Podróżniczej.
- Ma pan coś do naszego gościa? - spytała karcącym tonem. - Mającego list polecający od wysoko postawionego Podróżnika.
Nie otrzymała odpowiedzi.
Kario podszedł do niej z szerokim uśmiechem. Dopiero teraz mógł się jej przyjrzeć; miała czarne, lekko siwe, włosy, szare oczy, a twarz orały już pierwsze zmarszczki, mimo to emanowała swego rodzaju władczością.
- Dziękuję za pomoc. Skąd pani wiedziała, że mam list polecający?
- A masz? - zdziwiła się kobieta.
- Tak, proszę - odparł, podając jej zamkniętą kopertę z wytłoczonym herbem Gildii Podróżniczej. - Kiedy spotkałem pana Milisa, nie wiedziałem, że jest Podróżnikiem, pilnującym wejścia do Ciernistego Lasu.
- Spotkałeś Milisa? Szacun. - Kobieta rozłamała pieczęć. - Tego człowieka ciężko złapać.
- Na początku wręcz go znienawidziłem. Złapał mnie i nie chciał wpuścić do tego lasu - powiedział Kario nieco nadąsany. - Stwierdził, że mam go przekonać, że dam tam radę. Przychodziłem do niego dzień w dzień przez sześć miesięcy, a ten nic!
- Dziwię się, że cię po prostu, jak to on mówi, nie wyjebał na zbity pysk.
- Dziesięć razy.
- Hmm?
- Dziesięć razy mnie zbił i wywalił z chaty - Kario uśmiechnął się szeroko. Czuł się dość komfortowo, bo nikt nie zwracał na niego większej uwagi.
Właścicielka lokalu zaczęła się śmiać.
- Naprawdę? - spytała, nie mogąc przestać.
- Naprawdę. A tak w ogóle, to co pan Milis o mnie pisze?
- Masz, przeczytaj sobie - powiedziała kobieta, podając mu kartkę.
- Em... Słabo czytam... - przyznał.
- W takim razie, mogę ci przeczytać - odparła i spojrzała na list. - Nie jest jakiś długi. Ekhem; "Do Gildii Podróżniczej. Ten dzieciak nawiedza mnie już od pewnego czasu, mówiąc, że chce się przejść po Ciernistym Lesie. Jakby chociaż wiedział, co tam żyje! Stwierdził, że lubi podróżować i odrywać nowe rzeczy. Parę razy go pobiłem, ale i tak wracał, więc kazałem mu pokazać, iż jest w stanie przeżyć. Zrobił to. Polubiłem dzieciaka. Jako jedyny prawdziwie chciał wejść do Lasu, ale przecież nie mogłem go tam po prostu puścić, więc piszę ten list jako rekomendację do Gildii Podróżniczej. Przy odpowiednim wyszkoleniu będzie idealnym Podróżnikiem, chociaż... Już jest. Mam nadzieję, że się nie mylę w sprawie Kario. Podpisano: Milis Eved".
- Łał, pan Milis mnie lubił - zadumał się Kario.
- Serio skupiłeś się na tym nieistotnym fakcie? - Kobieta złożyła list i z powrotem włożyła go koperty. - Nieważne. Zapraszam cię do mojego biura. Chciałabym porozmawiać na osobności.
Chłopiec poszedł za właścicielką na piętro. Dębowe schody skrzypiały pod ich stopami. Kario przyglądał się obrazom na ścianie. Wszystkie ukazywały jakichś ludzi; dwóch mężczyzn i kobietę.
- Kim oni są? - mruknął, jakby nie oczekując odpowiedzi.
- Założycielami tej gildii - wyjaśniła właścicielka, stając. - Od dołu to będzie... Samuel Herest, lord Marey von Ebele i Hermia von Ebele, córka lorda von Ebele.
- A pan Milis mówił, że było czterech założycieli. Oni i jeszcze... Rikel Qer-
- Nie tutaj! - warknęła kobieta i bez słowa poprowadziła Kario do swojego gabinetu.
Dopiero gdy usiadła na miękkiej ławie, zaczęła mówić.
- Zacznijmy jeszcze raz. Nazywam się Emilia Sermilie i jestem obecnym mistrzem Gildii Podróżniczej.
- Ja jestem Kario - przedstawił się. - Wyjaśni pani, o co chodziło tam, na schodach?
- Rikel Qermier, tak? - mruknęła, a chłopiec przytaknął. - Podróżnicy go wyrzucili ze swoich umysłów. Nie chcą nawet słyszeć jego nazwiska, a ludzie z jego imieniem są często niewłaściwe traktowani...
- Dlaczego? Czy Qermier coś zrobił? - dopytywał.
- Można tak powiedzieć... Ale najpierw musisz poznać nieco historii, dobrze? - Znów przytaknął. - Herest i lord Marey byli dobrymi przyjaciółmi, którym nie przeszkadzała różnica stanów. Za młodu poznali się, kiedy młody lord polował, a Herest pomagał ojcu zbierać chrust. Zaprzyjaźnili się tak bardzo, że uciekali przed obowiązkami, żeby móc porozmawiać, poflirtować z chłopkami czy po prostu pochodzić po lesie. Potem ich znajomość się urwała.
- Ale co to ma do Qermiera? - dopytywał się Kario.
- Nieważne, słuchaj. Herest ułożył sobie życie, ale jego szczęście nie trwało długo. Jego żona umarła na połogu, a niedługo potem maleńkiego syna zabiło choróbsko. Przez wieś został uznany za dziwaka i gbura. Tak trochę niekolorowo, ale pewnego dnia, pod drzwiami do swojego domu znalazł zawiniątko z niemowlęciem. Dziecko miało jedynie złoty naszyjnik. Herest był dobrym człowiekiem, więc postanowił zaopiekować się chłopcem, który wyrósł na przystojnego młodzieńca, którego znamy teraz jako Rikel Qermier.
- Dlaczego nie ma nazwiska swojego ojca? To przecież bezsensu wymyślać sobie jakieś...
- Herest nie uważał siebie za jego ojca - wyjaśniła Emilia. - Nigdy nie dał mu swojego nazwiska, bo to oznaczałoby, że przyjął go do swojej rodziny.
- A co się wtedy działo z lordem? Dorobił się córki, prawda?
- Tak. Hermia była uważana za najpiękniejszą damę w promieniu stu mili, ale nikt nie chciał jej poślubić, bo nie dało się stłamsić jej żądzy przygód. Życie lorda nie było za bardzo ciekawe i wszystkim znane, więc nikt go nie spisał. Cóż, nieważne. Lord Marey i Herest w końcu znów się spotkali, a ich dzieci się poznały i... zakochały. Ojcowie, w imię starej przyjaźni, zgodzili się na ich związek, a lord postanowił nadać swojemu zięciowi nazwisko. W międzyczasie powstał pomysł na Gildię Podróżniczą, którą ogółem to wymyśliła Hermia. Zaczęła ona powstawać, a Rikel postanowił zainteresować się alchemią i lecznictwem. Ludzie często zwracali się do niego po radę, więc żył dostatnio... - Kobieta przerwała na chwile.
- Ale...?
- Ale wszedł za głęboko w ten temat i podobno odkrył zaklęcie na nieśmiertelność, co jest kontrowersyjne i nieco niemoralne... - Oczy Kario zaskrzyły się zachwytem.
- To... niesamowite! - zawołał. - Odkryć specyfik na nieśmiertelność... To na pewno nada się do mojej kroniki!
- Nie uważasz tego za obrzydliwe lub nieludzkie...? - zdziwiła się Emilia.
- Nie. Czemu miałbym? Wiem, że nieśmiertelność jest obrazą naszej wiary, moralności i tak dalej, ale czy to nie wspaniałe znać sposób, by nigdy nie umrzeć? Wielu uczonych starało się ją osiągnąć, jednak najwyżej przedłużyli sobie życie o kilka lat, a tu taki sposób!
Mistrzyni gildii słuchała tego z niedowierzaniem. Jak dziecko potrafi myśleć tak rozlegle?
- Ty... Ile ty masz lat...?
- Trzynaście - odparł z szerokim uśmiechem. - Jak pani myśli, czy Rikel wykorzystał swoje odkrycie? Będę mógł go spotkać?
- Nie wiem, ale uważam, że zamiast opowiadać sobie historie, powinniśmy przejść do twojego dołączenia do Gildii Podróżniczej - powiedziała kobieta, przybierając rzeczowy ton. Chłopiec również spoważniał, pozbył się nagłej fali ekscytacji.
- Czy rekomendacja pana Milisa daje mi szanse? - spytał.
- Cóż, z pewnością, ale czy ty chcesz zostać Podróżnikiem?
Kario zamyślił się na chwilę.
- Tak szczerze, to się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu przyszedłem tutaj, bo pan Milis powiedział, że jako Podróżnik będę mógł dostać się do miejsc, gdzie nikt inny wejść nie może.
- Czyli to jest twój jedyny powód? - Kobieta zaczęła się śmiać. - Tylko to?
- No... Tak.
- Haha! Nie wierzę! - Nie mogła prawie złapać tchu.
- Co panią tak rozbawiło?
Gdy się uspokoiła, wzięła się za tłumaczenie.
- Bo... Większość kandydatów na Podróżników wymyśla jakieś wyniosłe powody i cele, niektórzy przychodzą nawet ze ściągami!
- Naprawdę? - zdziwił się Kario. - Przecież to bez sensu!
- No oczywiście, ale kto to tam wie, co siedzi im w głowach... - Przez chwilę milczała, chłodno lustrując chłopca wzrokiem, jakby przyglądała się jego duszy. - Wiesz co? Lubię cię. Zostajesz przyjęty w szeregi Podróżników.
- Nie żartuje pani? - upewnił się, wyraźnie nie dowierzając.
- Nie, ale zanim staniesz się pełno prawnym członkiem gildii, musisz przejść szkolenie i wykonać kilka zadań - oznajmiła znów się uśmiechając. - Tylko nic nie mów o Rikelu, to drażliwy temat...
- Rozumiem... Będę pamiętał.
- Teraz zgłoś się do Rexa, on cię przeszkoli i wyjaśni resztę.
- Rexa?
- To ta kupa mięśni stojąca przy drzwiach. Ma na policzku bliznę w kształcie X - odparła, najwyraźniej chcąc go szybko zbyć.
- Dobrze, dziękuję - zawołał Kario i wybiegł z pomieszczenia. Stanął przed schodami na parter i, patrząc na obrazy, układał myśli.
Wbrew pozorom, stresował się tą rozmową. Niby był lekkoduchem, lecz potrafił myśleć i wiedział, że wszystko co zrobi, może obrócić się przeciw niemu. Nie raz zwierzęta go ganiały po całych hektarach lasów, bo źle założył pułapkę czy podał za mało środku otumaniającego, a teraz, jeśli nie pokaże się jako osoba doświadczona, przez najbliższe kilka lat może być przykuty do miasta, aby nauczyć się przetrwać w lesie lub gdziekolwiek indziej.
Chłopiec wziął ostatni głęboki wdech i zbiegł po schodach, z powrotem entuzjastyczny i prostoduszny jak wcześniej.